11 cze 2016

[Recenzja] Zodiak. Powrót smoka

14-letni chłopak z prastarą mocą. Rozpadająca się drużyna nowicjuszy kontra najniebezpieczniejszy człowiek na świecie. Cienka granica między dobrem a złem. Serce przeciw rozumowi. Napięte relacje z sojusznikami i sojusze z przeciwnikami. Konfrontacja twarzą w twarz z wrogiem, bezsilność, zdrada, przyjaźń, miłość, nienawiść, walka, czyli krótko mówiąc: napięcie trzymające do ostatniej strony. Mowa oczywiście o drugiej części serii "Zodiak Dziedzictwo" - "Powrót Smoka" - pierwszej książce, która po przeczytaniu zmieniła moje zdanie o niej o 180 stopni. Spodobała mi się, a może wręcz przeciwnie? Tego dowiecie się w dalszej części recenzji (bez spojlerów!).

Rok temu Steven Lee, wraz z otrzymaniem nadludzkich mocy, został zmuszony do walki z wrogiem. 
Najniebezpieczniejszy człowiek na świecie - Maxwell - pojawia się ponownie i nie jest on jedynym zagrożeniem, któremu Steven będzie musiał stawić czoła. W trakcie, kiedy w Jasmine rośnie moc smoka, Steven próbuje utrzymać swoją drużynę w komplecie. Niestety, relacje z sojusznikami stają się tak napięte, że granica między "dobrymi", a "złymi" zaciera się coraz bardziej. Komu można zaufać, kiedy dysponujesz tak potężnymi mocami? Co stanie się z drużyną ZODIAKA? Czy powrót smoka zwiastuje kolejne wielkie starcie mocy?




Moi czytelnicy z bloga "Disney - All for Fans" wiedzą, że ja nie oceniam książki po okładce czy opisie, ale... po ostatnim zdaniu bądź wersie. Swoją drogą bardzo polecam tę metodę, bo to świetna zabawa. Ale dlaczego o tym piszę? Bo chciałabym właśnie od tego zacząć moją recenzję: "Cześć. Tak tylko oddzwaniam. Po pierwsze, nie brzmisz frajersko. Nigdy tak nie brzmisz...". Teraz chwila dla Was - zastanówcie się nad tymi słowami. Mówią Wam coś o książce? Bo ja po ich przeczytaniu wyobrażam sobie zakochanego chłopaka lub dziewczynę, który po dłuższym czasie postanawia odpowiedzieć na wcześniejsze nagranie od drugiej osoby. Zapewne powiedziała ona, że brzmi frajersko, tymczasem nasz bohater/bohaterka zaprzecza temu i to podwójnie, używając mocnego "nigdy". Czyżby szykował się wątek miłości? Ale na pewno fragment ten nie zwiastuje gruchających gołąbków, lecz pary, o ile w ogóle pary, z problemami. Może się rozstali, dlatego też jedna ze stron sugeruje frajerstwo? A może właśnie tym nagraniem wyznała skrywaną miłość? Zobaczcie jak intrygujący może być ostatni wers i ile na jego podstawie można powiedzieć. Dla mnie osobiście stanowi lepsze zachęcenie niż opis, a w tym wypadku nawet jedyne zachęcenie, bo jeśli mam być szczera - w ogóle nie zamierzałam tej serii czytać. Po zapoznaniu się z zapowiedzą wyobraziłam sobie marną, chińską bajeczkę. Po zapoznaniu się z treścią, ta marna, chińska bajeczka skradła moje serce.


Ale zacznijmy od początku, tak chyba będzie najprościej. Już sami autorzy tworzą wyjątkowy zespół: Stan Lee (twórca Spider-Mana, Avengersów, X-Menów, Iron Mana, Hulka, Fantastycznej Czwórki i wielu innych superbohaterów, obecnie emerytowany prezes Marvela), Stuart Moore (pisarz, redaktor, wielokrotnie nagradzany autor komiksów, m. in. "Wojny bohaterów"), Andie Tong (artysta, twórca, uczestniczył w projektach takich jak: "Tron: Betrayal", "Spectacular Spider-Man", "Wojownicze Żółwie Ninja", pracował dla Disneya, Marvela, DC Comics). Nic więc dziwnego, że ich wspólne dzieło "Zodiak Dziedzictwo" objęte logiem Disneya, a tekst dopełniają dopracowane w każdym szczególe ilustracje.

W pierwszej części poznajemy Stevena Lee. Chłopak mimo że miał chińskie korzenie, od urodzenia mieszkał w Ameryce. Po namowach matki wybiera się na wycieczkę szkolną do Chin. Choć wszyscy oczekują, że nastoaltek odnajdzie się tam bez problemu, ten czuje się obco. Na dodatek w zwiedzanym muzeum brakuje wielu odjazdowych eksponatów. A potem... Przez przypadek (przynajmniej tak uważa) natrafia na prastare baseny wypełnione mocą związaną z chińskim Zodiakiem. Jak na złość tajna organizacja o nazwie Vanguard przeprowadza właśnie niebezpieczny rytuał, mający na celu okiełznanie tej mocy. Steve całkiem nieoczekiwanie zyskuje moce Tygrysa, dzięki którym dysponuje niezwykłą siłą i instynktem zabójcy, po czym przyłącza się do grupy mającej na celu powstrzymanie Vanguardu. Choć jest bystrym i przedsiębiorczym czternastolatkiem, który potrafi wybić pięścią dziurę w ścianie, potęga Vanguardu nie ma sobie równych na całym świecie, o czym przekonuje się nie raz, szczególnie w drugiej części. Maxwell, czyli wróg nr 1, pojawia się ponownie i niestety nie jest jedynym zagrożeniem, z którym musi zmierzyć się czternastolatek. Jego drużyna zaczyna się rozpadać. Relacje między członkami stają się napięte, że granica między "dobrymi", a "złymi" zaciera się coraz bardziej. Jak już zdążyliśmy się domyślić z ostatniego wersu, w tym wszystkim znajduje się jeszcze miejsce na wątki miłosne, najgorszą z możliwych zdrad, problemy dziecka bogatych, wiecznie pracujących rodziców, zniszczoną karierę piosenkarki i mnóstwo innych elementów, które wbrew pozorom tworzą jedną, spójną całość, a wszystko to pod opieką zodiaków.


I tutaj myślę, że dobrym pomysłem jest wyjaśnienie całej sprawy z zodiakami, co znacznie ułatwi czytanie książki. Zodiak chiński, podobnie jak europejski, składa się z 12 znaków: szczura, bawoła, tygrysa, królika, smoka, węża, konia, kocy/owcy, małpy, koguta, psa i świni. Każdy z nich ma inne charakterystyczne cechy, zachowania. To właśnie nimi posłużyli się autorzy, co swoją drogą było bardzo ciekawym pomysłem. Przykładowo Steven jest tygrysem, jego lata to 1902, 1914, 1926, 1938, 1950, 1962, 1974, 1986, 1998, 2010, 2022, 2034. Możemy z tego wywnioskować, że chłopak urodził się w 1998 roku. Swoją drogą polecam Wam sprawdzić, jakimi zwierzętami wy jesteście, bo czasem opisy faktycznie pasują do naszych charakterów.

A teraz przejdźmy już do samej oceny książki. Mi osobiście naprawdę się spodobała. Genialnym pomysłem okazało się wykorzystanie zodiaków, co jest rzadkością o ile nie nowością na rynku. Autorzy poruszyli wiele ciekawych wątków, momentami balansując na granicy między hitem a kiczem, w ostateczności zawsze zawsze na plus. Bitwy, które dla większości dziewczyn są raczej mniej ciekawe, zostały przedstawione w taki sposób, że czyta się je z zapartym tchem, a wszystko to dzięki momentom, kiedy w tle ryczących tygrysów pojawia się wzmianka o spojrzeniu pełnym miłości i wyborze między sercem a rozumem. Dalej "Zodiak. Powrót smoka" to prawdziwa skarbnica cytatów, a ja uwielbiam książki, które oprócz świetnej fabuły mają jakieś przesłanie, a z historii bohaterów można wyciągnąć wiele wniosków. Nawet specjalnie z myślą o recenzji na bieżąco notowałam strony, aby wypisać Wam swoje ulubione fragmenty.


"Żołnierze (...) Są przyjaciółmi... To znaczy, zachowują się jak przyjaciele, ale nie są nimi naprawdę. Są tylko ludźmi, którzy natknęli się na siebie. (...) Skąd wiadomo, kim są? Czy ludzie są twoimi przyjaciółmi tylko dlatego, że cię lubią, czy dlatego, że macie podobne doświadczenia? Może tak naprawdę są... obcy?" - strona 96

"Nigdy nie przyspieszaj kampanii. (...) Planuj każdy krok ostrożnie, dostosowuj się do sytuacji i trzymaj miarowe tempo." - strona 186

"Epicka walka dobra ze złem jest nieco banalna, nie sądzisz?" - strona 352

"Nie pozwól, żeby cię pokonali. Nie rozpaczaj. Nie poddawaj się. Złość się" - strona 345

"Słabość Smoka - pomyślała. - Odkryłeś ją, ale to nie jest jakaś sala luster. To ty." - strona 352

"W obliczu katastrofy zawsze jest nadzieja" - strona 406


Swoją drogą przeglądam notatki i przypomniały mi się jeszcze dwie rzeczy, które właśnie sobie zaznaczyłam. Pierwsza to błąd na 93 stronie - zamiast "patrząc na Bawoła" jest "patrząc na Bawołu", natomiast druga to nawiązanie przez autorów do słynnej produkcji Disneya - "Toy Story" na 254: "wyglądał jak rozciągnięty jamnik Cienki z "Toy Story". Powracając jednak do podsumowania: książka jest naprawdę warta przeczytania. Cieszę się, że mimo wielu postaci, znalazło się miejsce na zadowalające opisanie historii wszystkich bohaterów. Można rzec, że każdy miał swoje pięć minut. Jedyne co mi się nie podoba, to sposób ich przedstawienia przez ilustratora: wyglądają nieadekwatnie do wieku, mają za mocne rysy. Więcej minusów sobie nie przypominam. Zresztą przeczytajcie, a przekonacie się sami, czy w ogóle jakieś jeszcze są.

UDOSTĘPNIJ TEN POST
Szablon stworzony przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.