9 kwi 2016

Cztery dzwonki - bomba w szkole

Tym razem nie będę wysilać się na poetycki, tajemniczy czy zabawny wstęp. Tym razem nie zamierzam Was zainspirować, zaciekawić, skłonić do refleksji czy też rozbawić. Tym razem pragnę poruszyć poważny temat i otworzyć choć niektórym oczy. Chyba wszyscy doskonale pamiętamy próbne ewakuacje ze szkoły, które przerywały lekcje, czyli mówiąc były powodem radości uczniów, w znacznej części nie zainteresowanych samym wydarzeniem,bo "im to nie potrzebne". I wiecie co? Ja sama byłam zdania, że tłuczenie po raz enty tego samego tematu jest bez sensu, a w obliczu zagrożenia i tak każdy zachowa się inaczej. Dlaczego byłam, a nie jestem? Po dziesięciu latach chodzenia do szkoły, na znienawidzonej przeze mnie lekcji (czytaj: fizyce) zadzwoniły cztery dzwonki. Nie, to nie były ćwiczenia, ani głupi wybryk szkolnego żartownisia. Cztery dzwonki oznaczają jedno - zagrożenie bombowe.

FOT. www.liceum.turek.pl

O 10:45 zaczęła się lekcja. Nikt nie był przygotowany do tego stopnia, że w pewnym momencie pani zapragnęła naszą wiedzę ocenić, co oczywiście wiązałoby się z jedynkami od góry do dołu. Podczas kolejnej niezręcznej ciszy, a może w momencie, gdy prowadziła lekcje, nie jestem w stanie tego sobie przypomnieć, zadzwonił jeden dzwonek. Pomyłka? Drugi, trzeci, czwarty. Przerwa. Od początku: pierwszy, drugi, trzeci... Ale przecież nikt nie zapowiedział nam próbnych ewakuacji? No cóż, zdarza się. Wzięłam telefon i ustawiłam się przy drzwiach. Praktycznie jako jedyna, bo wszyscy zaczęli wychodzić, a plan wspólnego opuszczenia szkoły, jak to nas uczono, po prostu nie wypalił, czyli moje przewidywania się sprawdziły. W momencie kiedy szłam w kierunku schodów, pani cofnęła część klasy, która jeszcze została, aby zabrali swoje rzeczy. No cóż, skoro takie są wymagania, aż dziwne, bo zawsze kazano nam nic nie brać. Schodząc z ostatniego piętra przypomniałam sobie o kurtce w szafce w piwnicy, a jako że byłam w bluzce na krótki rękawek koniecznie musiałam po nią iść. Przecież nie będę marznąć przez głupie ćwiczenia, a jeśli to prawdziwy alarm nie zamierzam stracić praktycznie nowej, ulubionej kurtki. Przyznaję: głupia byłam. Ale jeszcze głupi okazali się nauczyciele, bo kiedy odłączyłam się od grupy i zaczęłam zmierzać w przeciwnym kierunki spytali tylko "Gdzie idziesz?", a następnie opuścili szkolę nie czekając na odpowiedź. A powinni mnie cofnąć, zabronić mi. Przecież mogłam zginąć. Przez własną głupotę, ale również ich nieodpowiedzialność, a wręcz można powiedzieć dbanie tylko o swój tyłek. Owszem, nie jestem dzieckiem, żeby mnie pilnować, ale równocześnie mogłam się tłumaczyć wybuchem paniki i dezorientacją w tłumie (prawie tysiąc uczni + nauczyciele, pracownicy szkoły). W każdym bądź razie już po opuszczeniu budynku zaprowadzono nas na boisko, na początku tylko na plac przy szkole, następnie na sam koniec, czyli jak najdalej od zagrożonego miejsca. Wiecie co mnie najbardziej bawiło? Że w momencie ewakuacji po pierwsze nie stosowano się do zasad, po drugie uczniowie śmiali się i robili Snapy. Serio? Mogę stracić życie, ale muszę pochwalić się przed znajomymi, jakie to moje życie jest ciekawe? Przecież na początku nikt nie wiedział, że ktoś podał fałszywą informację o bombie w szkole. A jeśli byłaby tam naprawdę? Bez komentarza. Tutaj można ponownie nawiązać do mojego zachowania, ale ja nie blokowałam schodów idąc po kurtkę, a takie osoby już tak. Już nie wspominając o pewnym chłopaku po prostu wyglądającym jak mieszkaniec Bliskiego Wschodu, który w momencie pierwszych czterech dzwonków zaczął w klasie wołać "Allahu Akbar" (w tłum. Bóg jest wielki). To już nie jest czarny humor, lecz żałosne zachowanie. Jak już wspomniałam, był to fałszywy alarm, w tym samym czasie anonimową informację otrzymało również sześć innych szkół z tego samego województwa. 

Idąc następnego dnia do szkoły miałam tysiąc myśli. A co jeśli policja przez pomyłkę nie sprawdziła jednej z szafek uczniów? Albo alarm był tylko pretekstem, aby wszyscy zgromadzili się w jednym miejscu na boisku, a tak naprawdę bombę miał ktoś w plecaku? W związku z tym, co teraz dzieje się na świecie ciężko jakkolwiek ocenić owe wydarzenie. Wcale to nie musiał być głupi żart, a my mogliśmy być naprawdę zagrożeni. Czy to oznacza, że nie możemy już nigdzie czuć się bezpiecznie? Specjalnie wpisałam w Google "alarm bombowy" i okazało się, że w ostatnich tygodniach, a nawet miesiącach ich jest mnóstwo na całym świecie, a w telewizji mówi się tylko o znikomej ich części. Dlaczego? Żeby nie siać paniki? Może nareszcie ktoś powinien poinformować nas, na czym stoimy? Tamtego dnia wystraszyłam się, choć próbowałam to ukryć śmiechem (zawsze stanowi on moją barierę obronną). Nie tylko ze względu na własne życie, ale również młodszych braci, którzy chodzą do szkoły czy rodziców. Nie wiem, do czego to wszystko dąży, ale chyba nie chcę znać finału. Igrzyska śmierci są ciekawe tylko na dużym ekranie.
UDOSTĘPNIJ TEN POST
Szablon stworzony przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.